Przejdź do głównej zawartości

ku Moherom

Sprawnie i szybko zebraliśmy się z Galway w piątkowy poranek i ruszyliśmy ku przygodzie, czyli ku sławnym Cliffs of Moher. Droga malowniczo wiła się między górami a morzem, czasami zahaczając o jakieś urwisko czy przybrzeżne skały. Cała banda, może oprócz kierowców, zachwycała się widokami i tylko czekała co też pojawi się za kolejnym zakrętem, albo za kolejną górką. I zachwycać się nie przeszkadzał nawet wiatr chwilami dosłownie zapierający dech w piersiach i zapowiadający niezapomniane wrażenia na samym szczycie klifów.

Same Klify Moher wyglądają mniej więcej tak. Wiatr spełnił pokładane w nim oczekiwania i dmuchał aż miło. Dogadał się przy tym z deszczem, który zacinał raz z lewej, raz z prawej, raz z góry, a w porywach i z dołu. Miła pani na parkingu ostrzegła nas, żebyśmy się pospieszyli z oglądaniem klifów, bo niedługo zapowiadają jeszcze gorszy wiatr i jeszcze mocniejszy deszcz. Czyli miało być typowo dla tej pory roku.

"Zwiedzenie" klifów zajęło nam z 15 minut. Więcej nie dało się wytrzymać. Uszy odmarzały, ręce grabiały... cóż było robić... nic tylko zejść na kawę/herbatę do lokalnego muzeum gdzie miejsca grzali już najmłodsi pod czujnym okiem  Iwki.

Przy czymś ciepłym i wzmacniającym rozegrały się partyjki "Czarnego Piotrusia", zostało porysowane co nieco i obgadano dalsze plany. A wśród tych planów było zwiedzenie muzeum Klifów Moher, zresztą bardzo fajnie zrobionego, z ekranami dotykowymi i animowanymi grafikami, z małym kinem, w którym można się było przez chwilę poczuć jak mewa mieszkająca gdzieś na klifie, z "łodzią podwodną" i układanką dla najmłodszych. Słowem, dla każdego, coś miłego.

Jeszcze tylko spacer pod wiatr na parking (Zuzka ze łzami w oczach pytała dlaczego ten wiatr tak wieje) i już śmigaliśmy w kierunku Bunratty, miejsca gdzie niemal 5 lat wcześniej kończyliśmy z Iwką naszą podróż poślubną.
Bunratty należy się zdecydowanie osobna notka. Więc będzie osobna.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Media społecznościowe, czyli dziel i zgarniaj kasę

Fot. Prograffing Komisja ds. Mediów w irlandzkim Parlamencie zgodziła się na zaproszenie Frances Haugen, by opowiedziała posłom o nieetycznych, czy wręcz nielegalnych praktykach Facebooka i podległych mu firm. Wysłuchanie zaplanowane jest na przyszły rok i może znacząco wpłynąć na kształt proponowanej przez rząd ustawy o mediach i bezpieczeństwie w internecie. Kim jest Frances Haugen i dlaczego jest tak ważna, że irlandzcy posłowie zdecydowali się posłuchać co ma do powiedzenia? Ta niespełna 40-letnia kobieta wyniosła z firmy Marka Zuckerberga tysiące dokumentów, a następnie przekazała je prasie. Dowiedzieliśmy się z nich przede wszystkim tego, że Facebook niemal zawsze na pierwszym miejscu stawia zysk oraz dalszą ekspansję, często kosztem dobra swoich użytkowników oraz społeczeństwa. Zeznań Haugen wysłuchali wcześniej amerykańscy senatorowie, brytyjscy parlamentarzyści oraz europosłowie w Brukseli. Przed irlandzkim Parlamentem prawdopodobnie powtórzy swoje oskarżenia wobec Facebooka,

Łzawe łganie znad granicy

Od połowy sierpnia Polska, Litwa i Łotwa zmagają się z falą migrantów wypychanych przez granice z terenu Białorusi. Od połowy sierpnia trwa nieustający, a wręcz narastający najazd cudzoziemców sprowadzonych przez Alaksandra Łukaszenkę z Bliskiego Wschodu. Od połowy sierpnia, najpierw nieco niemrawo i po kryjomu, a teraz już otwarcie, białoruskie służby kierują ruchem migrantów i sterują prowokacjami wzdłuż całej swojej zachodniej granicy. W chwili gdy zaczynam pisać do Was te słowa, mamy już za sobą dwie próby otwartego szturmu - najpierw z lasu w pobliżu przejścia granicznego w Kuźnicy Białostockiej, a potem już na samym przejściu. Wobec cudzoziemców rzucających kamieniami, prętami, gałęziami, ale i granatami hukowymi Polacy użyli gazu łzawiącego i armatek wodnych. Bilans na dziś to rannych 12 polskich funkcjonariuszy - policjantów, pograniczników i żołnierzy. Jedna ze strażniczek leży w szpitalu z pękniętą czaszką, na szczęście jej życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Bilansu po stro