Przejdź do głównej zawartości

Taka tam po-niedzielnica.

Wypogodziło się. Od półtora dnia, a może i półtorej doby (hehe) świeci słońce za dnia i nie wieje tak strasznie. Takie 14-15 stopni. W sam raz na
poniedziałkowe zaopatrzenie.

Objechaliśmy z mężem i Helenką tradycyjnie sklepy, coby przez cały tydzień mieć święty spokój. W zakupy w poniedziałki mają także taką zaletę, że nie ma tłumów w przybytkach zaopatrzeniowych. Teraz siedzę wśród zapachów, piecze się szarlotka na jutro (co wtorek mamy gościa na obiedzie, i łamiemy wielkopostne śródtygodnowe zobowiązanie bez-deserowe) i biszkopt na urodzinowy tort. Ale to nie urodziny nikogo z nas. Tort zamówiony przez zakochanego męża na urodziny żony, stali klienci, taki sam wybierają swój ulubiony smak od lat :)
- - -
Wczoraj wstając nie wierzyliśmy, że się wypogodzi i plany nasze bądą realizowane. Desz padał poziomo, wiało, że aż szklarenkę nam przewróciło. A dwie godziny potem, po mszy i Gorzkich Żalach pogoda była jak przysłowiowy drut i ruszyliśmy pospacerować po bazarku.

Bazarek oddalony ale duży z częścią poddaszną jakby padało i nawierzchnią do pozwiedzania, i zawsze można coś ciekawego tam wykukać. W cenie powalającej, czyli za czasem skarb a grosz się trafi.
Tym razem wróciliśmy z nowym/starym fotelikiem dla Helki, syreną plasticzaną dla Zuzki, i bagażnikiem pełnym owoców/warzyw i ...

No właśnie. Tego nigdy bym się nie spodziewała.
Na irlandzkim bazarku pod Kilkenny mąż kupił mi zakopiańskie* ... kierpce :)

Rada jestem niezmiernie, bo marzyłam o kupieniu ich sobie osobiście w polskich górach, lub nawet przez brata, który jakimiś ostatnimi czasy weekendował wśród górali. Taka przygoda niesamowita generalnie. A kierpce i super miękkie domowe pantofle z cielencej skórki i prawdziwe bambosze z futrem, do kupienia od polskiego małżeństwa na car-boot-sale pod Kilkenny. Polecam! No może, nie dla wszystkich, ale przy moim zafiksowaniu na folklor i cepelię, uważam, że są idealne!

Po wrzuceniu zakupów do domu, wymieniliśmy je na garnki ze strawą dzień wcześniej upichconą, i wybyliśmy w kierunku ... zapachu frytek. Popołudniowo-wieczorne kanapowanie było wyborne. O tym także powinnam szerzej, tym bardziej, że jesienią adoptował mnie jako świecko-laicką ciocię pewien młodzian, co w konsekwencji i zgodzie obopólnej zaowocowało adoptowaniem się wzajemnym rodzin naszych całych. Świecko-laickich oczywiście :)

Na zakończenie kilka kadrów z wczoraj.


* nie wiem czy to zakopiańskie, nie było numeracji na mnie tych z pierogowym czubkiem. Mam takie owalne.
Mistrze drugiego planu na załączniku, i widać, że ani Helce, ani Mężowi chodzący mikser nie wadzi w drzemce.

A tu taki bujaczek. Ni pies ni wydra :)







Komentarze

  1. Uwielbiam "pchle targi", bo jak inaczej nazwać takie bazarki?

    OdpowiedzUsuń
  2. ups. za szybko wysłałam;)

    W każdym bądź razie takie bazarki, ryneczki, pchle targi zawsze przypominają mi o moim cudnej urody kredensie drewnianym (nie tam jakimś ze sklejki jak to obecnie jest robione;) który nabyliśmy na giełdzie staroci za naprawdę "śmieszne pieniądze".

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Media społecznościowe, czyli dziel i zgarniaj kasę

Fot. Prograffing Komisja ds. Mediów w irlandzkim Parlamencie zgodziła się na zaproszenie Frances Haugen, by opowiedziała posłom o nieetycznych, czy wręcz nielegalnych praktykach Facebooka i podległych mu firm. Wysłuchanie zaplanowane jest na przyszły rok i może znacząco wpłynąć na kształt proponowanej przez rząd ustawy o mediach i bezpieczeństwie w internecie. Kim jest Frances Haugen i dlaczego jest tak ważna, że irlandzcy posłowie zdecydowali się posłuchać co ma do powiedzenia? Ta niespełna 40-letnia kobieta wyniosła z firmy Marka Zuckerberga tysiące dokumentów, a następnie przekazała je prasie. Dowiedzieliśmy się z nich przede wszystkim tego, że Facebook niemal zawsze na pierwszym miejscu stawia zysk oraz dalszą ekspansję, często kosztem dobra swoich użytkowników oraz społeczeństwa. Zeznań Haugen wysłuchali wcześniej amerykańscy senatorowie, brytyjscy parlamentarzyści oraz europosłowie w Brukseli. Przed irlandzkim Parlamentem prawdopodobnie powtórzy swoje oskarżenia wobec Facebooka,

Stukanie

Otóż taka jest sytuacja, że na początku grudnia stuka nam kilka rocznic istotnych. Jakoś tak się złożyło, że najpierw 3 dnia miesiąca bieżącego stukneło pannie Dorocie 3 lata życia wesołego. Dzień później nam najstarszej połowie rodziny stukneło 11 lat od zamieszkania pod dachem, pod którym nadal mieszkamy (młodsza połowa Futraków mieszka oczywiście krócej, bo i życie ich krótsze jest nieco, na przykład panny Doroty - zaledwie trzyletnie - ale o tym już chyba było). 5 grudnia mieliśmy przerwę w świętowaniu, mogliśmy wyleczyć kaca i chwilę odpocząć od szampańskiej zabawy, ale tylko po to, żeby już grudnia 6 świętować stuknięcie kolejne - tym razem wydarzenia, od którego wszystko się zaczęło. To właśnie 6 grudnia, mając dość trochę obrabiania zdjęć dzieci z przedszkola na Kabatach, napisałem list (jak się okazało za długi, chociaż wyszło na to, że w sam raz) do niejakiej Iwki, której wtedy nawet wirtualnie nie znałem. A potem już poszło, kawa, kino, jedna impreza, druga impreza, ślub