Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2014

Wyprawy małe i duże

Takie to mamy zapobiegliwe dzieci, że martwią się co będzie ze starymi jak będą naprawdę starzy. Sami zobaczcie.

2922 dni

Tyle dokładnie dni minęło od kiedy zaczęła się nasza emigracyjna przygoda, czyli od kiedy 8 lat temu wylądowaliśmy w Dublinie, by potem autobusem i taksówką dostać się do naszego nowego domy w Waterford. Wtedy opisaliśmy to właśnie tak: http://futraki.blox.pl/2006/09/Zaczynamy.html Nie wiedzieliśmy co nas tutaj czeka, nie mieliśmy pojęcia, że 8 lat później nadal będziemy tutaj mieszkać i nie znaliśmy żadnego z tych 2922 dni, które teraz są już za nami. Dziś mogę powiedzieć, że żadnego z nich nie zmarnowaliśmy, żadnego nie żałujemy, ale i żadnego nie mamy chyba chęci powtarzać, bo zawsze to lepiej patrzeć w przyszłość niż zajmować się dniem, który minął. 2922 dni doświadczeń na najpierw nowym, a potem coraz bardziej znajomym, gruncie. 2922 dni pełnych radości, czasami smutku, czasem tęsknoty i mnóstwa innych uczuć, których teraz nie sposób zliczyć, pojąć i podsumować. To trzeba było przeżyć. Te wszystkie dni, kiedy czasami nie było łatwo, ale zawsze było dobrze. Nawet kiedy było &q

Tak się robi historię

Jeśli kiedyś ktos z was, naszych czytelników (o ile tacy tutaj są) będzie czytał historię polskiego harcerstwa w Irlandii (którą ktoś najpierw będzie musiał oczywiście spisac), w roku 2014 może się natknąć na wzmiankę, albo może i cały akapit czy rozdział o niejakim Franciszku Wiśniewskim, prywatnie moim osobistym synu. A dlaczego niby miałby w tej historii być umieszczony Franek, zapyta dociekliwy czytelnik. Otóż w niedzielę, 14 września (swoją drogą data już zapisana wcześniej w annałach Wiśniewskiej rodziny), nasz dzielny synek stał się pierwszym polskim harcerzem w Irlandii który przeszedł z drużyny harcerskiej do drużyny wędrownikow, czyli takich doroślejszych harcerzy (proszę harcerzy i wędrownikow o nie oburzanie się na to prostackie wyjaśnienie). Na ognisko harcerskie pojechał jeszcze jako harcerz a wrócił jako wędrownik, dumny i blady. I nieco mokry, bo przy ceremonia przechodzenia do nowej drużyny nie mogła odbyć się bez małego wyzwania podczas. Franek musiał przejść do no

Dożynki!

Nieubłaganie nadchodzi jesień, ale jeszcze nie dziś, jeszcze niech nie spieszy. Bo dziś (i jutro) mamy w mieście dożynki, czyli Harvest Festival. Nieco mniejszy niż jeszcze dwa lata temu, nieco uboższy w różnorodności smakowe, ale i tak warty odwiedzin. A skoro warty to i my go odwiedziliśmy. I nie żałujemy. Trochę było oglądania, jakieś zwierzaki, jakieś plastry miodu z prawdziwego ula, jakieś dekoracje z taczek i takie tam. Trochę było jedzenia, głównie jakieś lokalne hamburgery, pieczone świnie czy inne kurczaki, gdzieś się przewinęło coś egzotycznego albo jakieś słodkości. Conieco skosztowaliśmy ale najważniejsze że parę miłych chwil spędziliśmy razem. I dzieci się nawet nie kłóciły za bardzo. A Helka przez chwilę była Wikingiem :)

Przedszkolaczek

"Jesienią zawsze zaczyna się szkoła..." śpiewał kiedyś niejaki Muniek.  W tym roku młode Futraki zaczęły jednak nie tylko szkołę ale też przedszkole. Konkretnie owo przedszkole, które na standardy polskie jest żłobkiem, zaczęła Helka. I spędziła w nim już cały tydzień, oczywiście nie to że całe siedem dni, tylko po cztery godziny dziennie, i już widać że się jej podoba. Dzieci do zabawy, zabawki... też do zabawy i miłe panie do opieki, tego jej było trzeba.  No i wychodzi na to, że jak trzecie dziecko chętnie zostaje w przedszkolu to mama się cieszy, a nie roni łzy jak przy pierwszym.  Więcej relacji szkolno-przedszkolnych już wkrótce. A tymczasem pora spać bo jutro jedyny dzień odpoczynku od nauki, chociaż  ie od pracy, bo ten przypada akurat w poniedziałek i wtorek, kiedy nauka w szkołach, przedszkolach i żłobkach wre.