Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z 2015

Świątecznie

Święta Bożego Narodzenia już się powoli kończą, więc żeby jeszcze się wyrobić przed ich końcem, właśnie dziś składam tym z naszych czytelników, którzy nie pękli od nadmiaru świątecznych potraw, najserdeczniejsze życzenia Wesołych Świąt. A w tym roku życzymy ich w rozszerzonym składzie, który na obrazku poniżej.

Imitacja

Mamy zabrakło w domu tymczasowo, więc tata z kolacją poszedł po linii najmniejszego oporu. A co...! Niech dzieci też mają trochę luzu, nie? :)

Podaj cegłę

Przy okazji pierwszego w życiu Helki kinderbalu urodzinowego, na który zaprosiła ją koleżanka z przedszkola, bawiły się też i Zuzka i Dosia. Ta ostatnia oprócz zabawy usiłowała też zbudować dom dla taty, ale inne dzieci miały inne plany co do plastikowych cegieł. Niemniej jedną cegłę udało się jej uchronić przed zakusami współbiesiadników ;)

Oj malusi...

Mamy w domu takiego jednego rodzynka, naszego synka (rym niezamierzony), który chłopem na schował jest bez wątpienia. Rozmiarami już powoli dogania tatę, ale czasami zdarzy mu się miewać napady dziecięcej przytulankowatości. Czasami nawet pozwoli taki napad uwiecznić, ale tylko w przypływie naprawdę dobrego humoru. Nie mówił nawet, żeby nie publikować, więc publikuję zanim zabroni :)

Nowa potrawa

Dziś szef kuchni serwuje nową potrawę - Helkę w klockach. Korzystając z nieobecności żony i starszych dzieci zrobiliśmy z maluchami małe pobojowisko klockowe, a potem usiłując je jakoś posprzątać (bezskutecznie dodam), udało się nam zakopać niemal całą Helkę. Ot, takie wieczorne zabawy taty z córkami.

30 sekund

Niecałe nawet pół minuty nieuwagi wystarczyło, żeby Dosia złapała, otworzyła i zaczęła zajadać... farby plakatowe swojej siostry. Nie ma co, sprytna dziewczyna. Udało jej się skutecznie zmieszać niebieski z zielonym, a domieszka brązowego i białego pozwoliła uzyskać niepowtarzalny kolor, którym ozdobiła swoje usta i okolice. A potem nie dała sobie wyjaśnić, że na makijaż nieco a wcześnie i malować się będzie mogła dopiero jak skończy 18 lat.

A jak armata

Tak parafrazując... W parku armata, Ooo! Jaka wielka, A na niej siedzą Zuzka i Helka....

Helka z pudełka

Kto wychodzi z pudełka? No kto? No któżby inny niż Helka? W pudełku zwykle mieszkają klocki i inne drobiazgi, ale kiedy lądują na podłodze (przyprawiając Iwkę o ból głowy), ich miejsce w pudełku chętnie zajmuje a to Helka, a to Dośka, a to nawet Zuzka, która już ledwo się w nim mieści. Do pudełka nie próbował jeszcze wchodzić Franek, ale znając inwencję naszych dzieci kluczowym słowem w tym zdaniu może być "jeszcze".

Dobry dzień

40 lat podobno minęło jak jeden dzień. Nie wiem, dla mnie to był bardzo ważny dzień, jego koniec szczególnie. Dobrzy goście, dobre wszystko, a szczególnie dobre spotkania z ludźmi mi najbliższymi.  Nie wiem czy to będzie najważniejszy dzień mojego życia, ale będzie tym "z ważniejszych". Dziękuję wszystkim, którzy się do tego dnia przyłożyli. Wam rodzice szczególnie.

Ba bo bu a!

Nie, to nie tajny szyfr mający wywołać wilka z lasu. Tytuł to mniej więcej cały słownik naszej niespełna 10-miesiecznej pociechy zwanej potocznie Dośką. Od pewnego czasu ma w zwyczaju wskazywać na dowolną rzec lub osobę i wybierać losowo sylabę ze swojego jeszcze niezbyt bogatego zasobu słowotwórczego. Pozostałe dzieci zasoby owe mają znacznie szersze, co wcale nie znaczy że łatwiej się z nimi dogadać. Ot taki paradoks.

Dziewiąte urodziny

Chciałbym tylko zaznaczyć, że wczoraj obchodziliśmy zupełnie nieokrągłe urodziny Futraków na Irlandzkiej Ziemi. Już dziewiąte. 22 września w godzinach popołudniowych z czterema walizkami, Frankiem u boku i Zuzką w brzuchu wylądowaliśmy w Cork i rozpoczęliśmy naszą imigracyjną przygodę. Zaprowadziła nas w zupełnie nieoczekiwane miejsca i ku zupełnie nieoczekiwanym ludziom. I nadal dobrze nam z tym.

Na zachód

Wybraliśmy się na zachód słońca do parku naszego pobliskiego, żeby dzieciny lekko przed snem zmęczyć. Okazuje się, że skutecznie, bo jedna już śpi, druga spać będzie wkrótce, a trzecia zaraz potem. A wtedy rodzice.... hmmm... o tym innym razem. A gdyby ktoś pytał co z największą dzieciną, otóż spieszę donieść, że bawi się na wędrowniczym złazie, czyli łazi po górach ze swoją drużyną. A my tymczasem męczymy dzieci młodsze o tak:

Śmichy - chichy

Kampania wrześniowa jak i pewnie u Was, czyli trwają ekspedycje latorośli do szkół wszelakich, powroty maluchów do przedszkoli. W tym roku przeważać będzie u nas brać szkolna, gdyż Mama-sFutraczała także została żaczkiem. Żaczkiem co będzie się cieszył własnym kubraczkiem. Bo dosłownie szyć się nauczy. Wracam do pomysłu sprzed lat wielu. Kiedyś miałam chrapkę na zostanie krawcową. Odwiedzając technikum odzieżowe na Wiśniowej (Stolica), marzyły mi się wymyślne zwariowane ciuchy. No i co? Rodzice mi odkręcili pomysł z głowy...Po prostu chodziłam do ogólniaka :(  Ale jak się okazuje nawet i 25 lat można sobie do szkoły wrócić i zostać...no właśnie.  Te śmichy-chichy, to mężowe są. Podśmiechuje się ze mnie, że już dla złośliwców i plotkarzy nazwana "królową" już byłąm, dla innych złośliwców nawet "papieżem", teraz czas na dyktaturę! HA! Będę dyktatorem ... mody! Ogłaszam wszem i wobec. Teraz przydałoby się coś serio. Zaczynam studium. Będę projektować ciuchy. Dla si

9 i 3

Żeby utrzymać konwencję liczbową... Nazywam się Dorotka, wszyscy mówią na mnie Dosia i właśnie dziś kończę 9 miesięcy i 3 dni. I nie lubię okrągłych rocznic... chociaż sama jestem nieco okrągła :)

3/4

Jak tytuł wskazuje, na poniższym zdjęciu widzimy 3/4 dzieci znajdujących się na stanie rodziny Futraków. Jedno z nich powoli aspiruje do pozbycia się miana dziecka i przejścia do stanu dorosłego, inne z kolei nie może doczekać się osiągnięcia stanu nastolatkowego, a trzecie aspiracje ma bardzo doraźne i najczęściej zawierają się w słowach "ama ama", "buju buju", "lulu" czyli po naszemu "jeść mi dajcie", "idziemy na plac zabaw "," chcę lody". Czwarta, nieobecna na obrazku, pociecha na razie głównie pragnie stać na własnych nogach, chociaż wychodzi jej to średnio.

Kanapka

Jak każdy dobrze wie, z rana zawsze dobrze jest zjeść sobie jakąś kanapkę. Dosia też już wie.

Kąpanie vs. kopanie

Jedna się kąpała, a druga kopała w piasku. Tata tymczasem przeważnie leżał na kocu spoglądając to na jedną, to na drugą z jednakową troską i ciesząc się tymi chwilami. W hotelu nieopodal dwóch gitarzystów grało rockowe i irlandzkie standardy i wydawało się, że wszystko jest idealnie. I było. Przynajmniej do chwili, kiedy fale przypływu nie zaczęły niebezpiecznie zagrażać niezwykle wygodnemu kocykowi i pełnej niespodzianek dziurze z wodą. Wtedy tata zebrał córeczki, zapakował do samochodu i, zahaczając o budkę z lodami, zabrał je do domu. Takie popołudnia warto zapamiętać. Często się nie zdarzają.

Wolna sobota

Zaczął się weekend, zatem od rana wszystkie dziewczyny baraszkują w łóżku rodziców. W sumie dobrze, że Franek już taki duży jest, bo jakby jeszcze on się zwalił, musielibyśmy szukać innego miejsca do porannego zalegania.

Obozowicze

Sygnalizuję tylko, że nasz dzielny wędrownik i równie dzielna zuchenka, czyli mówiąc po ludzku Franek i Zuzka, wrócili z obozu w Ruan pod Ennis. Buzie uśmiechnięte chociaż zmęczone świadczą o tym, że obóz był udany, a dzieciaki zachęcone do powrotu za rok. A tymczasem najmłodsza nasza pociecha już stara się dorównać starszemu rodzeństwu i postanowiła nauczyć się jeść sztućcami. Niestety, na razie bez powodzenia.

Spotkanie na szczycie

W zasadzie wcale nie na szczycie, tylko na ulicy przed hotelem, ale spotkanie było. Helka pogadała chwilę z panem Drewnianym Kucharzem, pożegnała się swoim "Bye, bye" i ruszyła z nami w miasto podziwiać wystawy i inne atrakcje. A o nich kilka słów pewnie już niedługo.

Pchły pchłę pchły

Tytuł zawdzięczacie drodzy czytelnicy dzisiejszemu pchlemu targowi w New Street Gardens. Wybraliśmy się, obejrzeliśmy, posililiśmy się conieco, dzieci się wyhasały do woli, a nawet chyba coś kupiliśmy, żeby nie było... Jeśli tylko klimat się utrzyma, podobnie jak pogoda, wróżę temu miejscu potencjał na stanie się celem niedzielnych wypraw rodzinnych na tzw. łono natury chociaż natura to raczej okiełznana i taka miejska, ale trudno w centrum miasta wymagać dzikiej dziczy z biegającą dziko dziczyzną. Sam pchli targ można obejść i obejrzeć w dosłownie 10 minut (ewentualnie 20 wolnym krokiem), ale przecież nie o to chodzi. Chodzi o spotkanie kilku znajomych, puszczenie dzieci samopas i znalezienie chwili dla siebie przy kawie (choćby ta kawa była słabą lurą). Taki niezobowiązujący niedzielny czas, kiedy nie trzeba się nigdzie spieszyć i który mógłby trwać znacznie dłużej niż sama niedziela.

Ku zdrowotności!

Mówili: "Zdrowe koktaile, wyśmienite!" Mowili: "Dzieci będą zachwycone, zdrowe i piękne." Mowili: "Same naturalne składniki, owoce i inne takie." A wyszło tak jak na załączonym obrazku.

Kobiety na traktory!

No może nie do końca kobiety, bo na razie nawet jeszcze nastolatkami nie są, ale na traktory już chętnie wyskakują. A brat pomaga rozpędzić maszynę. Takie to niedzielne popołudniowe przygody Futraków.

Lekkie zmęczenie

Nie udało się Helki usnąć w ciągu dnia, czego skutkiem było jej nagłe zaśnięcie w samym środku zabawy. Mniej więcej minutę przed zrobieniem tego zdjęcia jeszcze bawiła się w piaskownicy. Dwie minuty później usypiała grzecznie w łóżku rodziców. Taka sytuacja :)

Zimne nóżki

Jedną z ulubionych potraw naszej najmłodszej pociechy okazują się ostatnio zimne nóżki. W zasadzie takie bardzo zimne to one nie są, ale spędzą zbyt dużo czasu w towarzystwie Dosi robią się wystarczająco zimne i wyciumkane. Szczególnie smakują jej tuż przed kąpielą, na przykład wczoraj wieczorową porą. Co widać na obrazku, nie? ;)

2.0

Poznajecie tę panienkę na zdjęciu poniżej? Tę z niebieskimi oczami i rzęsami jak wachlarze? Tę z zadziornym uśmiechem i zaraźliwym śmiechem? Tę samą która będąc taka mała już jest starszą siostrą? Pewnie znacie. A jeśli nie, to poznajcie pannę Helenę. Tę samą, która tydzień temu stała się pełnoprawną dwulatką i nawet próbowała zdmuchnąć świeczki na serniku-torcie. Z tzw. umiarkowanym sukcesem, ale również ze wsparciem starszego rodzeństwa. A teraz popatrzcie sobie. I pożyczcie jej czegoś miłego :)

Chwytając cień

W niedzielę, czyli nie dalej niż wczoraj, skorzystaliśmy ze świecącego i nawet trochę grzejącego słońca, i przeszliśmy się po naszym pięknym mieście. Spacer chyba jednak był trochę męczący dla niektórych, bo w pewnej chwili zapragnęli lekko odpocząć, choćby cienia się trzymając. Co nie omieszkałem uwiecznić na obrazku. A obrazek poniżej :)

Co dwie Zuzki to nie jedna

Dziś szkoła teatralna, do której nasze starszaki uczęszczają przeniosła się oficjalnie do nowej siedziby. Z tej okazji i z tej dumy panna Zuzanna aż się rozdwoiła i przez chwilę byłem tatą bliźniaczek. Na szczęście jak odeszła od lustra, wszystko wróciło do normy.

3 powody

Są trzy powody, dla których lubimy chadzać do naszej miejskiej biblioteki. Znaczy... Pewnie jest ich więcej, ale dziś zaprezentuję trzy. W formie obrazkowe, jeśli pozwolicie. Jeśli nie pozwolicie, to też w obrazkowej, bo w sumie musicie się z tym pogodzić, że czytacie i oglądacie to co ja chcę napisać i pokazać. Sorry, taki mamy klimat, jak mawiał klasyk. Ale nie o tym miało być. Miały być powody odwiedzin biblioteki (i tak znacznie rzadszych, niż tego byśmy chcieli). A oto i one.

Popisanki

No to nieźle się dzieci z żoną podpisały. Z wczorajszego pisankowania wyszły niezłe jaja. Sami zobaczcie :)

Pisankowanie

Już za tak zwanym pasem Wielkanoc, więc w domu wre od sprzątania, gotowania, pieczenia i innych prac ze świętami związanymi. A dziś dzieci starsze z mamą wzięły się za robienie pisanek. Wyglądało to mniej więcej tak:

Baran!

Niechybnie zbliża się Wielkanoc. Cukrowe barany wychodzą z ukrycia :)

Kucyki

Pierwsze koty za płoty. A w zasadzie pierwsze kucyki. Na razie próbujemy Helkę przekonać, że wygląda cudownie, słodko, i ogólnie dobrze. Na razie próby spełzają na niczym i żywot kucyków trwa mniej więcej 13 i pół sekundy zanim wszędobylskie rączki Helki ściągną gumki z włosów. Ale nie poddajemy się i będziemy walczyć o dłuższe życie kucyków. Bo chyba warto, nie?

Dobrze mi tak

Zdarzyło mi się wczoraj wyjść na spacer. Normalnie taki, że chodziłem tu i tam lekko bez celu, ale za to z młodszą połową dzieci. Do cna wykorzystałem pogodę, pierwszy raz w tym roku taką ewidentnie wiosenną, i zabrałem Helkę z Dosią do parku. Franek tymczasem wspólnie z mamą zwiedzał swoją szkołę w ramach wywiadówki, a Zuzka dzielnie przygotowywała się do wystawienia "Piotrusia Pana" w szkole teatralnej. A ja z młodziakami łapiąc ostatnie promienie zachodzącego słońca (ależ to pompatycznie brzmi) pobawiłem się z Helką na placu zabaw a potem obszedłem park dookoła. I właśnie tak idąc ze śpiącą Dosią i gadającą po swojemu Helką taka myśl mnie naszła, że w życiu bym się nie spodziewał, że takie fajne życie będę miał. Bo przecież dzieci zdrowe (już), i zdolne do tego. Franek ze szkoły właśnie przyniósł test napisany na 100%, Zuzka deklamuje, śpiewa i tańczy, a do tego uczy się wyśmienicie, Helka dokazuje aż miło i uśmiech nie schodzi z jej buziaka, a Dośka po trzech miesiąc

Zdrohelka

Już chyba wyzdrowiała. Chociaż zobaczymy co będzie w nocy.

Chohelka.

 Helka ma angine i siedzę z maluchami w domu, choć słowo użyte tu "siedzę" jest dalece nieadekwatne do tego co robię. Na zdjęciu jestem w domu a jakoby mnie nie było, starszaki Mnie zapoduszkowaly choć tak na serio, fajnie było tak się schować...... Pracujemy usilnie nad poprawą zdrowia Chorej Helki - chohelki, co by noce były przespane i w konsekwencji domostwo wróciło na odpowiednie tory normalności... Mam nadzieję, że czytelnicy zdrowi....

Łykendzio

Niedziela w zdjęciach. Dziękuję rodzino!

Ku przygodzie!

A wiecie, że w niedzielę byliśmy na wycieczce? Jak nie wiedzieliście, to teraz już wiecie. A wiecie gdzie? W Reptile Zoo, czyli gadziarni. Obejrzeliśmy co nieco gadów, pajeczaków i innych stworów. I warto było. Jakby ktoś chciał naszymi śladami podążyć to musi się na Gowran kierować, a jak już tam dotrze, nie będzie miał kłopotu ze znalezieniem gadziarni. Wioska jest mała, a gadziarnia jedna. A na zachętę kilka zdjęć.